W pomieszczeniu, do którego wrzucono Karen, nie było żadnych okien ani ekranów, dlatego o tym, że dolecieli na Dantooine, dowiedziała się dopiero od jednego z jej strażników - kolejnego chudego, żylastego służbisty. Mężczyzna wydawał się jednak spokojny i dość kulturalny, porównawszy z zachowaniem jej poprzednich "opiekunów".
- Dolecieliśmy na Dantooine, do posiadłości pani Raylii. Proszę teraz za mną, zaprowadzę cię do pokoju.
Zeszli na lądowisko, które umieszczono na wzgórzu, podobnie jak okazałą rezydencję rozpościerającą się naprzeciwko. Katen aż westchnęła, widząc przepastne równiny porośnięte żółtozieloną trawą, jakimiś białymi kwiatami i poprzetykane polami uprawnymi. U stóp wzgórza rozłożyło się jakieś miasteczko, z jasnymi, durastalowymi budynkami i szerokimi uliczkami. Natomiast sama rezydencja prezentowała się wyjątkowo okazale - ogromna, z wieloma przeszklonymi ścianami, kilkoma tarasami, palmiarnią i wysypanymi kamyczkami ścieżkami.
Jej przewodnik szedł przed nią, z rękoma założonymi za plecami, a tuż obok niej maszerowali szturmowcy. Karen zaczęła się już zastanawiać, dlaczego szturmowcy pełnią rolę jej strażników, skoro najwidoczniej została już przekazana w "prywatne" ręce, ale zanim zagłębiła się w tej kwestii dalej, mężczyzna wprowadził ją jakimiś bocznymi drzwiami do rezydencji.
Przeszli przez kilka korytarzy, aż dotarli do mniej zadbanej i okazałej części domostwa. Mężczyzna wskazał jej mały, ciasny pokoik (znowu bez okien), w którym znajdowała się prycza, stolik nocny i mała szafka.
- Pani Rayla nie mogła przybyć od razu do rezydencji, dlatego poprosiła, żebym przydzielił cię do jakiejś pracy - powiedział mężczyzna. - Dołączysz do służby domowej. Masz teraz chwilę, zanim przyjdzie do ciebie nasza ochmistrzyni.
Kiedy mówił, jeden ze szturmowców podszedł do niej, złapał ją za nadgarstek i nałożył ciasną obręcz. Od razu zapaliła się na niej czerwona lampka, co bardzo zaniepokoiło Twi'lekankę.
- To coś w rodzaju kajdanek, ale nieutrudniające pracę - kontynuował mężczyzna. - W razie kłopotów, próby ucieczki lub nieautoryzowanego opuszczenia terenu rezydencji porazi cię prądem i natychmiast zawiadomi ochronę. Traktuj to jak areszt domowy, czy coś w tym stylu. Pewnie miałaś okazję tego doświadczyć, biorąc pod uwagę twoją prezencję... Tak czy owak, dopóki pani Rayla nie wróci i nie postanowi czegoś w twojej sprawie, masz się spisywać tutaj. Ochmistrzyni przydzieli ci twoje zadania.
Po tych słowach bezceremonialnie wyszedł, zabierając ze sobą strażników. Karen została sama i chociaż nie była związana, a drzwi najwyraźniej nie zostały zatrzaśnięte, czując chłód metalu na nadgarstku jakoś nie miała ochoty na piesze wycieczki.