[Dantooine] - Odsetki od wyboru

Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Karen pogrążyła się w myślach o ucieczce albo chociaż jakiejkolwiek możliwości poprawy swojej obecnej sytuacji życiowej. W tym czasie poczuła, że zaczęli wchodzić statkiem w atmosferę jakiejś planety. Kilka razy nimi zarzuciło w delikatnych turbulencjach, a potem był już tylko szum silników i aparatury pokładowej.
W pomieszczeniu, do którego wrzucono Karen, nie było żadnych okien ani ekranów, dlatego o tym, że dolecieli na Dantooine, dowiedziała się dopiero od jednego z jej strażników - kolejnego chudego, żylastego służbisty. Mężczyzna wydawał się jednak spokojny i dość kulturalny, porównawszy z zachowaniem jej poprzednich "opiekunów".
- Dolecieliśmy na Dantooine, do posiadłości pani Raylii. Proszę teraz za mną, zaprowadzę cię do pokoju.
Zeszli na lądowisko, które umieszczono na wzgórzu, podobnie jak okazałą rezydencję rozpościerającą się naprzeciwko. Katen aż westchnęła, widząc przepastne równiny porośnięte żółtozieloną trawą, jakimiś białymi kwiatami i poprzetykane polami uprawnymi. U stóp wzgórza rozłożyło się jakieś miasteczko, z jasnymi, durastalowymi budynkami i szerokimi uliczkami. Natomiast sama rezydencja prezentowała się wyjątkowo okazale - ogromna, z wieloma przeszklonymi ścianami, kilkoma tarasami, palmiarnią i wysypanymi kamyczkami ścieżkami.
Jej przewodnik szedł przed nią, z rękoma założonymi za plecami, a tuż obok niej maszerowali szturmowcy. Karen zaczęła się już zastanawiać, dlaczego szturmowcy pełnią rolę jej strażników, skoro najwidoczniej została już przekazana w "prywatne" ręce, ale zanim zagłębiła się w tej kwestii dalej, mężczyzna wprowadził ją jakimiś bocznymi drzwiami do rezydencji.
Przeszli przez kilka korytarzy, aż dotarli do mniej zadbanej i okazałej części domostwa. Mężczyzna wskazał jej mały, ciasny pokoik (znowu bez okien), w którym znajdowała się prycza, stolik nocny i mała szafka.
- Pani Rayla nie mogła przybyć od razu do rezydencji, dlatego poprosiła, żebym przydzielił cię do jakiejś pracy - powiedział mężczyzna. - Dołączysz do służby domowej. Masz teraz chwilę, zanim przyjdzie do ciebie nasza ochmistrzyni.
Kiedy mówił, jeden ze szturmowców podszedł do niej, złapał ją za nadgarstek i nałożył ciasną obręcz. Od razu zapaliła się na niej czerwona lampka, co bardzo zaniepokoiło Twi'lekankę.
- To coś w rodzaju kajdanek, ale nieutrudniające pracę - kontynuował mężczyzna. - W razie kłopotów, próby ucieczki lub nieautoryzowanego opuszczenia terenu rezydencji porazi cię prądem i natychmiast zawiadomi ochronę. Traktuj to jak areszt domowy, czy coś w tym stylu. Pewnie miałaś okazję tego doświadczyć, biorąc pod uwagę twoją prezencję... Tak czy owak, dopóki pani Rayla nie wróci i nie postanowi czegoś w twojej sprawie, masz się spisywać tutaj. Ochmistrzyni przydzieli ci twoje zadania.
Po tych słowach bezceremonialnie wyszedł, zabierając ze sobą strażników. Karen została sama i chociaż nie była związana, a drzwi najwyraźniej nie zostały zatrzaśnięte, czując chłód metalu na nadgarstku jakoś nie miała ochoty na piesze wycieczki.
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Wizyta w bogatej rezydencji zabolała ją bardzo. Całe życie sprzedawała swoje ciało, godność, a nawet rodzinę, a ostatecznie wylądowała na ulicy. Fakt, że jej córka osiągnęła sukces zupełnie inną drogą zawodową, mocno zrujnował ego matki. Poczuła, że jej dotychczasowe życie było próżne i bezwartościowe, ostatecznie nic nie osiągnęła, a z każdym rokiem życia stawała się brzydsza i starsza. Karen wiele lat życia spędziła w niewoli, ale teraz poczuła się zaskoczona i upokorzona. Jej prace związane były z tańcem, zabawianiem gości, rozrywką, masażami i roznoszeniem drinków. Nikt nigdy przedtem nie kazał jej sprzątać. Duma twi'lekanki i resztki godności nie zazwalały jej na ten pogardzany proceder.
- Sprzątanie jest dla droidów, a poza tym mam chore stawy! - Poczuła się zaskoczona stanem rzeczy. Czterdziestolatka w swoim życiu zawodowym nigdy nie pracowała na etacie fizycznie, ani nawet umysłowo. Ponadto Karen otwarcie gardziła takim zawodami. Taniec traktowała jako sztukę, a nienawidziła prac porządkowych. Zmęczona kobieta położyła się na pryczy, rozmyślając przez krótki czas.
Kobieta pozostawiona w spokoju nie mogła dużej leżeć bezradnej. Nadmiar kurzu w zaniedbanym pomieszczeniu wywołał u niej reakcje alergiczną. Chciała lepiej poznać to nowe więzienie, ale nie miała ochoty się podnieść z pryczy. Wierciła się na posłaniu, nie mogąc zdecydować co robić. Pogrążyła się w rozmyślaniu, jak się wydostać z tej rezydencji. Miała nadzieję, że oczekiwana ochmistrzyni pozwoli jej się przebrać, umyć i coś zjeść po podróży.

Karen gapiła badawczo na kajdanki starając się przypomnieć sobie jak działał ten znajomy sprzęt. Jej szare komórki zaczęły intensywnie pracować. Po chwili neurony w jej lekku połączyły się, łącząc fakty i przypomniała sobie stare dobre czasy. W przeszłości Karen sama zakładała swoim córkom tego typu kajdanki, trzymając dzieci w areszcie, pod kontrolą. Lata temu, kiedy Karen jako samotna matka wychowywała dzieci, bez otrzymywania żadnych alimentów oraz z mizerną pomocą socjalną, twi'lekanka pragnęła zarabiać więcej. Odkąd jej córki kończyły czternasty rok życia, Karen wdrażała i zmuszała je do "najstarszego zawodu galaktyki", czerpiąc spore zyski z ich usług. Sprzedawała dzieci tylko wtedy, kiedy te przestawały dzielić się z rodzoną matką zarobioną w ten sposób kasą lub regularnie podejmowały próby ucieczki z domu. Nikt nie sprzedawał kur znoszących złote jaja, a twi'lekanka należała do pragmatycznych osób.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Karen pogrążyła się w rozmyślaniach nad przeszłością, lecz zanim zdążyła się bardziej w nie zagłębić, drzwi do jej nowego pokoju otworzyły się z cichym świstem. Przeszła przez nie kobieta o typowej dla ochmistrzyni aparycji. Była niska i pulchna, z krótkimi włosami ukrytymi pod chustką, z szerokim fartuchem owiniętym wokół brzucha. Karen przyjrzała się jej ubiorowi i z pewnym niepokojem zauważyła, że strój kobiety był nienaganny - czysty, wyprasowany i skromny. Wykrochmalone mankiety sterczały na baczność, idealnie wygładzone zagięcia spódnicy kłuły w oczy symetrią, a zapięty pod brodą kołnierzyk zapewne dbał o właściwą postawę, obiecując problemy z oddychaniem przy najmniejszym zachwianiu pozycji.
Kobieta położyła na pryczy obok Karen idealnie złożone zawiniątko.
- To twój nowy strój - powiedziała, wskazując przyniesione rzeczy. - Przebierz się teraz, a później przyniosę ci zapasowe.
Karen już miała się sprzeciwić, ale chłodne spojrzenie kobiety i widok strażnika, który przystanął na zewnątrz, jakoś zniechęciły ją do buntu. Ku jej uldze prosta sukienka, którą dostała, nie była specjalnie niewygodna. Od biedy można się było nawet przyzwyczaić do sztywnego, ciemnoszarego materiału.
- Nazywam się Betrita Dabnev i jestem przełożoną służby domowej. Mam cię wprowadzić do tego domu i przedstawić panujące tu zasady. Mam nadzieję, że szybko się uczysz, bo ja nie będę się powtarzać, a za każde złamanie regulaminu przewidziana jest kara. A teraz chodź ze mną, pokażę ci twoje stanowisko pracy.
Betrita ruszyła, nie oglądając się. Strażnik, z którym przyszła, kazał Karen wyjść z pokoju i podążyć za kobietą. Cały czas szedł za Twi'lekanką, a ta czuła na plecach jego wzrok. Karabin, który wisiał mu swobodnie przy boku, był dostatecznym ostrzeżeniem. Ciekawe, czy pozostałych służących też tak witano...
Betrita szła korytarzami pałacu i opisywała poszczególne pomieszczenia.
- Tutaj są pokoje służby. Od godziny dwudziestej drugiej do północy macie czas wolny, jednak nie wolno wam opuszczać tego skrzydła. O szóstej rano jest śniadanie, w tej sali. O szóstej trzydzieści zaczynacie obowiązki.
- Tutaj jest wyjście na dziedziniec. Nie wolno wam wychodzić za bramę. Tutaj jest magazyn. Mogą tam wchodzić tylko tragarze. Tutaj jest sala jadalna dla gości. Ma być w niej porządek, ale kolacje odbywają się tylko co kilka dni. Tutaj jest skrzydło dla pani i pana. Nie wolno ci tam wchodzić. Tutaj są kuchnie. Nie wolno...
I tak to szło. Karen już po drugim pomieszczeniu przestała uważnie słuchać, bo głownie sprowadzało się to do tego, że nic jej nie było wolno. Nie, nie, nie i nie - Betrita jakby zacięła się na jednym programie. W końcu dotarły do kuchni, dużego pomieszczenia pełnego pary, krzątających się ludzi, zapachów i stukotu zastawy.
Betrita wskazała Karen mały fragment stołu, na którym przygotowano już jakieś narzędzia. Obok stała skrzynia pełna czegoś kolorowego - zapewne warzyw, chociaż Twi'lekanka nie była tego pewna.
- To twoje stanowisko - powiedziała Betrita. - Na razie zajmiesz się krojeniem i przygotowywaniem warzyw. Jak skończysz, kucharz wyda ci następne polecenia. Przerwa na posiłek jest za dwie godziny, przyjdziecie wtedy wszyscy do waszej sali jadalnej.
To powiedziawszy, kobieta po prostu odwróciła się i odeszła, a strażnik razem z nią. Karen rozejrzała się, ale nim zdążyła skupić się na czymś konkretnym, przy jej uchu wydzierał się już jakiś Devaronian.
- Do roboty! Masz z tym zdążyć przed obiadem!
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Nigdy nie miała ponadprzeciętnej orientacji w terenie, a pamięć złotej rybki nie pomagała jej rozróżnić pomieszczeń. Karen na podstawie rozmiaru rezydencji doszła do wniosku, że jej córka dysponowała wielkim majątkiem.

Z każdym warzywem, które kroiła ostrzem, miała wrażenie, że upływa wieczność. Odkąd twi'lekanka sięgała pamięcią, prawie nigdy nie gotowała. Na Coruscant zawsze zamawiała żarcie lub stołowała się w służbowej kantynie. Żmudna praca, szary strój, wydawał jej się upokorzeniem, w dodatku devorianin, który poganiał ją i wytykał błędy doprowadzał ją do szału. Miała ochotę użyć noża i nauczyć go szacunku. Z każdym kolejnym warzywem coraz bardziej znienawidziła swoją córkę. Łudziła się, że uda jej się jakoś pokojowo dogadać, ale z każdym kolejnym warzywem jej gniew narastał.

W przeszłości nigdy nie parała się tak haniebnymi i monotonnymi pracami. U czasu swej świetności głównie żywiła się na aplikacjach randkowych i gotowanie nigdy nie było jej w życiu potrzebne, pomijając fakt, że droidy automatyzowały całkowice ten proces. Przeklinała nudny proceder. Każda chwila była monotonna i trwała dłużej. Opary siekanych warzyw podrażniały jej oczy. Sama kroiła duże, nieregularne kawałki. Karen zdarzyła skaleczyć dłoń, a naciętą skóra krwawiła lekko. Rylothianka nienawidziła warzyw, co też na stare lata negatywnie odbiło się na jej tuszy. Z nudów zaczęła myśleć i rozpaczać nad swą przyszłością. Karen miała świadomość, że drogie zabiegi chirurgiczne medycyny estetycznej mogłyby zatuszować jej zaawansowany wiek, ale wątpiła że uda jej się przekonać córkę do pomocy. Wierzyła, że jeśli zdoła pogodzić się z córką i porzyczyć od niej pieniądze, mogłaby zacząć życie na nowo. Nic innego jej nie zostało, nawet nie planowała ucieczki. Nawet gdyby cudem udało jej się opuścić rezydencje, twi'lekanka doskonale wiedziała, że na wolności nie czekają na nią lepsze perspektywy, niż bezdomne życie w kosmoporcie. Tutaj miała dach nad głową, a niewolnicze życie przypominało jej nostalgicznie minioną młodość.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Kiedy nadeszła pora obiadu, Karen z ulgą odłożyła nóż. Miała wrażenie, że w trakcie krojenia warzyw posiekała też palce - bolały tak, że ledwo je czuła. Dobrze, że nie kazali jej dźwigać worków z ziarnem z lądowiska, bo chyba by się już nie podniosła.
Większość służby, czyli ci, którzy akurat nie mieli na głowie ważnych zadań, zebrała się we wspólnej sali jadalnej. Karen od razu zwróciła uwagę na to, że nie ujawnił się podział na jakieś grupki. Wszyscy zgodnie jedli w pobliżu siebie, przy wspólnym stole. Do niej samej nikt się nie odzywał.
Jedzenie było całkiem dobre i sycące. Karen spodziewała się raczej jakiejś papki bez smaku, ale na stole przed nią znalazła się miska gęstej zupy, talerz warzyw i trochę pieczonego mięsa. Właściwie to dawno nie zjadła takiego obiadu; nadal pamiętała smak okropnych racji żywnościowych na statku.
Niestety, wbrew jej niewypowiedzianym życzeniom, po obiedzie trzeba było wrócić do pracy. Resztę dnia spędziła na krojeniu kolejnych ton warzyw, mieszaniu w garze, zamiataniu podłogi i wynoszeniu odpadków. Wszystko to było przeraźliwie nudne i uwłaczające, zwłaszcza dla kogoś, kto nie zhańbił się nigdy uczciwą pracą.
W końcu nadszedł wieczór i upragniona przerwa. Karen została odprowadzona do swojego pokoju i chociaż przynajmniej tam nie musiała pracować, to ta okropna nuda towarzyszyła jej nadal. Pokój wydał jej się nagle bardzo klaustrofobiczny. Jednak kiedy miała się rzucić na łóżko i z rezygnacją przespać noc, drzwi rozsunęły się i stanęła w nich Betrita.
- Pani wróciła - powiedziała krótko kobieta. - Mam cię zaprowadzić na rozmowę.
Kiedy szły przez korytarze, Karen zauważyła, że z zewnątrz, z lądowiska, służba przynosiła jakieś pakunki i skrzynie. Zapanował większy niż w ciągu dnia ruch, kiedy ludzie uwijali się przy nowych zadaniach.
Betrita zaprowadziła ją do części dla "pani i pana domu". Karen z ciekawością rozglądała się po bogato umeblowanych korytarzach, ale zanim zdążyła zawiesić na czymś dłużej oko, Betrita wskazała jej drzwi. Kobieta otworzyła je przed nią i popchnęła do środka. Na odchodnym ukłoniła się lekko i zamknęła za sobą drzwi.
W środku, przy dużym stole o dziwnym, romboidalnym kształcie, siedziała jej córka. Rayla kończyła właśnie posiłek, a kiedy Karen weszła do środka, Twi'lekanka wytarła usta serwetką i odłożyła sztućce.
- Wreszcie w domu - powiedziała Rayla, uśmiechając się. - Podoba ci się praca w kuchni? Myślałam o tobie i naszym spotkaniu w trakcie lotu. I chociaż nadal wzbiera we mnie gniew kiedy na ciebie patrzę, to mam zamiar cię wysłuchać. Nie żeby to miało zmienić moją decyzję, albo zmiękczyć serce, ale może będzie zabawnie. Chcę mimo wszystko usłyszeć, co według ciebie jest dobrą wymówką, aby sprzedać własne dziecko.
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Karen wcześniej nigdy się tak fizycznie nie napracowała. Pracownicy byli najwyraźniej dobrze opłaconymi specjalistami. Wydawali jej tylko komendy, a ona pracowała godzinami. Pocięte narzędziami ręce utrudniały jej pracę i doprowadzały do szaleństwa. Ponadto przyprawy i konserwy dostały się do jej otwartych ran, podrażniając je. Ból dokuczał jej notorycznie. Przeklinała wiecznie szczypanie ran i swoje kontuzjowane stawy. Wcześniej fizyczna praca ograniczała się to tańczenia, ale tam miała jakiś wybór, przerwy. Mogła się rozwijać i było to techniczne znacznie mniej żmudne od nudnego procesu gotowania. Przeklinała jak można żyć i wykonywać taki proceder, który w jej mniemaniu powinien zostać zautomatyzowany przez roboty. Podczas tańca również intensywnie się męczyła, ale tam liczyła się zwinność, technika i motywowały ją napiwki i chciwość. Tutaj praca była nudna i okropna. Miała ochotę otruć ich wszystkich, ale nie znała się wcale na tym co miała pod ręką. Czas dłużył się okropnie, nawet w resocjalizującym obozie imperialnym było lepiej, tam przynajmniej mogła pogadać z współwięźniami i strażnikami.

***

Kiedy wróciła do pokoju, nie miała nawet czasu odpocząć i umyć się. Musiała ruszyć za nadzorcą. Stękając i jęcząc po dniu pracy, jej dłonie zaczęły drżeć na myśl o spotkaniu z córką. Poczuła ogromny strach.

***

Kiedy wkroczyła do sali, nie mogła pozbierać myśli. Z jednej strony cieszyła się, że Rayla nie skończyła w paszczy rancora, czy scarlaaca. Z drugiej strony wiedziała, że córka będzie się mścić za zniszczone lata młodości i zdruzgotane dzieciństwo.
Po chwili milczenia podniosła wzrok i spojrzała córce w oczy. Przełamała wstyd z trudem, chciała zapaść się pod ziemie. Uciec od tego momentu.

- Nie wiem, czy pamiętasz, ale zostaliśmy podczas Wojen Klonów odcięci od energii i dostaw żywotności przez separatystów. Jako stript... tancerka dostałam wypowiedzenie, a na ulicy nie było jak znaleźć klientów, w tak ciężkich czasach. Nigdy nie chciałam was sprzedać. Żarcie gigantycznie podrożało, na naszym piętrze pojawiły się akty kanibalizmu... A potem separatyści odcięli Ryloth od Republiki. Wywołało to oczywiście zamieszki i strajki w całej galaktyce, ale ceny naszej rasy za sztukę wzrosły ośmiokrotnie... - wykrztusiła z siebie. Liczyła, że resztę historii jej córka jest wstanie samemu odgadnąć. Nie potrafiła patrzeć na córkę i utrzymać z nią kontaktu. Skierowała swój wzrok w podłogę.

- Dziany nemoidianin, który mieszkał sześćset poziomów wyżej pozwolił mi się wprowadzić do swego apartamentu. Musiałam jakoś pozbyć się berbeci. Przecież nie mogłam wprowadzić się mu do domu z tuzinem dzieciaków!? - Karen pobladła wydając z siebie te słowa. Najgorszy był fakt, że po przepracowanym dniu w kuchni nie mogła się nawet umyć, przebrać i opatrzyć pociętych dłoni. Cuchneła potem i jedzeniem które znalazło się na jej szarym fartuchu. Ubrudzona warzywami twi'lekanka wyglądała paskudnie. Teraz nie była jedynym twi'lekiem w pomieszczeniu i cała jej uroda została przyćmiona przez młodszą córkę. Wyglądała od niej dwa razy starzej, stres odcisnął na jej twarzy zmarszczki, a śmieciowa dieta na statku i nieregularnie posiłki doprowadziły do nadwagi. Prezencja Rayli doprowadzała ją do szału i zawiści. Dopiero teraz w pełni uświadomiła sobie jak wiele straciła przez zmarszczki, nadwagę i cellulit. Złe nawyki żywieniowe i słabość do używek doprowadził jej prezencję do ruin. Zaczęła wątpić, czy nawet po ucieczce z tego miejsca znajdzie jakąkolwiek godną pracę w swoim wielu.
- Rozumiem, że nie planowałaś tego wszystkiego, aby nauczyć mnie gotować... a jestem trochę za stara, abyś mogła się mi odwdzięczyć. Nie wiem czy chcę wiedzieć po co to wszystko?! - zapytała trochę przerażona.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Rayla słuchała starej Twi'lekanki z powagą, bez jakiejkolwiek ekspresji. Karen zaczęła się zastanawiać, czy nie wolałaby zobaczyć choćby drwiącego uśmiechu na jej ustach, albo wyrazu obrzydzenia, czegokolwiek, co przypominałoby ludzkie zachowanie. Ale Rayla patrzyła na nią niczym posąg.
- Nauka gotowania, jak ładnie to określiłaś, to tylko przedsmak. Próbuję ci chyba nadać większą wartość. Dodatkowe umiejętności są często mile widziane.
Rayla przerwała, kiedy na korytarzu za drzwiami z tyłu rozległy się głosy. Po chwili drzwi otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna. Był człowiekiem, wyglądał na nie mniej niż trzydzieści kilka lat i prezentował się nadzwyczaj dobrze. Starannie przystrzyżona broda, krótko przycięte włosy, zadbana skóra i dłonie - to wszystko tylko dopełniało obrazu człowieka w imperialnym białym mundurze. O tym, że jest kimś wysoko postawionym w imperialnych strukturach, Karen domyśliła się szybko. Wygląd mówił wiele.
Mężczyzna skończył rozmowę z kimś, kto został w korytarzu, zamknął drzwi i podszedł do stołu. Ucałował Raylę pieszczotliwie w czubek głowy, po czym rozsiadł się wygodnie obok niej. Obdarzył Karen roztargnionym spojrzeniem, kiedy podszedł do niego lokaj z kolacją.
- Kto to? - zapytał krótko, kiedy pojawił się przed nim talerz z parującą zawartością. - Nowa pokojówka? Nie jest trochę za stara?
- Zastanawiałam się, czy jej nie wcielić - odparła Rayla. - Ale chyba się rozmyśliłam. Wolę ją raczej sprzedać. Ponoć teraz na Tatooine takie Twi'lekanki chodzą za dobre ceny.
- Niedługo jeden z transportowców będzie leciał na Rubieże po dostawę - rzucił mężczyzna z pełnymi ustami. - Wsadzimy ją wtedy i niech przy okazji sprzedadzą ją Huttom, czy coś.
Rayla przywołała lokaja i wydała mu szeptem polecenie. Lokaj wyszedł i po chwili przyprowadził ze sobą Betritę. Służąca znowu dygnęła przed gospodarzami, położywszy dłoń na ramieniu Karen.
- Bardzo to wszystko było ciekawe - powiedziała Rayla. - Ale dłużej nie mam ochoty słuchać twoich żałosnych wymówek. Betrito, zaprowadź ją do pokoju, a na jutro przydziel jakieś cięższe zadanie, żeby się nie nudziła. Pojutrze ją sprzedamy.
- Tak, pani.
- Byłoby mi nawet przykro - powiedziała Rayla, patrząc Karen w oczy - że nas opuścisz, ale jak widzisz, mam teraz własne życie. Nie mam zamiaru marnować go znowu przez ciebie.
Rayla machnęła dłonią, a Betrita pociągnęła Karen za ramię, wyprowadzając z pomieszczenia.
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Karen poczuła, że zawiodła swoją córkę. Jej pociecha wysoko zaszła, stając się partnerką imperialnego urzędnika. Rayla zadała sobie wiele trudu, aby odnaleźć matkę i wyjaśnić krzywdy, których doświadczyła w dzieciństwie.

W prawdzie znalazła tylko ból. Najwyraźniej teraz po rozmowie z matką dostrzegła, że jej rodzicielka była zepsutą do szpiku kości, chciwą osobą, dla której liczyło się tylko luksusowe i wygodne życie. Rozmowa z matką była najwyraźniej nostalgią za utraconym dzieciństwem. Karen dość w brutalny sposób opowiedziała rzeczywistość. Najwyraźniej Rayla oczekiwała jakiegoś usprawiedliwienia, że jej cierpienie nie było daremne, ale ta rozmowa rozwiała wszystkie wątpliwości córki. Karen natomiast dostrzegła, że przez całe życie decyzjami powieliła tylko schemat swojej znienawidzonej matki, która również sprzedawała dzieci w niewolę, a na starość skończyła jako bezdomna prostytutka. Karen nie miała teraz pewności czego boi się bardziej wolności, pracy służącej, czy powrotu na pustynną planetę. Dopiero w wieku 40 lat, poraz pierwszy poczuła żal i wyrzuty sumienia za swoje niemoralne czyny. Było jednak zdecydowanie za późno, aby odkupić swoje zbrodnie. Wspomnienia o swoich sprzedanych w niewolę i zmuszanych do prostytucji córek mocno ją zirytowały. W dodatku komentarzy imperialnego urzędnika nie poprawił jej humoru. Sama myśl o powrocie na Tatooine wywoływała u niej atak paniki. Miała nadzieję, że w obecnym stanie nikt nie kupi jej po rynkowej cenie ze względu na wiek i przeterminowane operacje plastyczne.

- Rayla, ja przepraszam - tylko tyle była w stanie powiedzieć, udała się do pokoju ze spuszczoną głową. Czuła już zakwasy po ogromnym wysiłku i ledwo trzymała się na nogach.

Cudem udało jej się dotrzeć do swojego pokoju. Położyła się na pryczy, aby odpocząć. Chciała zasnąć, ale nagle poczuła mdłości. W ostatniej chwili znalazła miskę, chroniąc podłogę przed wymiocinami. Ostatecznie zasnęła, trzymając pod łóżkiem awaryjnie miskę, kiedy mdłości nasilały się. Karen nie miała nawet siły się umyć. Praca wykończyła ją fizycznie, rozmowa z córką zdruzgotała ją psychicznie, ale nieustępliwe nudności wprowadziły ją w panikę.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Poranek, mimo nadziei, nie przyniósł poprawy. Karen obudził dźwięk otwieranych drzwi. Z trudem otworzyła oczy, czując piasek pod powiekami, a wtedy wspomnienie wieczoru nawiedziło ją kolejną falą mdłości. Postanowiła jednak nie zawstydzać się bardziej przed przybyłym - wzięła wdech i skupiła na żołądku. Mdłości przeszły, chociaż w ustach nadal pozostał jej kwaśny posmak.
Przybyłym okazał się mężczyzna, z którym przyleciała na Dantooine. Nie pamiętała jego imienia, ale nawet nie wydawało jej się, żeby je usłyszała. Nie podniosła się z leżanki, ostentacyjnie go ignorując.
Mężczyzna pociągnął nosem i skrzywił się z irytacją.
- Widzę, że nie była to zbyt udana noc - stwierdził, z niesmakiem spoglądając na miskę leżącą przy łóżku. - Wygląda na to, że trzeba cię zabrać do lekarza. Tutaj niestety nie dostajemy urlopu chorobowego, a pracy wcale nie robi się mniej. Wstawaj już. I postaraj się ogarnąć.
Pomimo dość nieprzyjemnego tonu, mężczyzna robił dzisiaj wrażenie bardziej... wyrozumiałego. Może pogodził się z tym, że przyszło mu niańczyć Karen, a może obudziło się w nim coś na kształt współczucia. Ciężko było powiedzieć.
Kiedy Karen zebrała się do kupy, mężczyzna nadal czekał przy drzwiach. Wyszli razem na korytarz, a tam, ku zdziwieniu Twi'lekanki, nie było strażnika. Czyżby uznali, że Karen nie sprawi już kłopotów?
Musieli przejść przez niemal całą rezydencję zanim dotarli do gabinetu lekarza. Pomieszczenie od razu zrobiło na Karen wrażenie - było jasne, czyste i dobrze wyposażone. Sprzęt wyglądał na kosztowny i zadbany, jakby świeżo sprowadzony ze sklepu.
Lekarzem okazał się kolejny człowiek - niski mężczyzna, łysiejący, w przydługim kitlu. Drobił małymi kroczkami po gabinecie, niosąc pod pachą pudełko z lekami. Rozkładał je na półkach i w szafkach, mamrocząc coś pod nosem.
- Dzień dobry, panie Brunner - przywitał się mężczyzna, wprowadzając Karen do środka.
- Witaj Bash - powiedział lekarz, odkładając pudełko. - Jak tam dzisiaj?
- Dopiero się zaczyna, niestety. Przyprowadziłem ci pacjentkę.
- To ta nowa? Proszę sobie usiąść. Co tam nam dolega?
Karen, nieco zbita z tropu miłym tonem i traktowaniem, krótko opisała przypadłość. Brunner pokiwał głową, odwrócił się do jednej z szafek i wyjął buteleczkę. Podał jej gorzki, cierpki płyn, od którego skurczyły jej się policzki. Mimo to, po przełknięciu poczuła, że żołądek się rozkurcza, a mdłości ustępują. Uspokoiła się, chociaż nie wiedziała, czy to również skutek leku.
- Wygląda mi to na stres nowym środowiskiem i podróżą - paplał Brunner. - W tym wieku to niezdrowo się tak denerwować. Ale to powinno pomóc, przynajmniej na dzień dzisiejszy. Proszę się do mnie zgłosić, jeśli objawy się powtórzą.
- Dzięki. Do zobaczenia na obiedzie - rzucił Bash, prowadząc Karen w stronę wyjścia.
- Na razie.
- Zostałaś dzisiaj przydzielona do noszenia zapasów - powiedział mężczyzna, kiedy szli korytarzem w stronę lądowiska. - Wczoraj wieczorem pan domu przyleciał z transportem i dzisiaj macie rozładować transportowiec. Jest tam trochę delikatnych rzeczy, dlatego nie dostały tego droidy.
Wyszli na lądowisko. Wcześniej było dość pustawe, ale teraz przysiadł na nim niewielki transportowiec, a dalej jakiś prom i coś, co mogłaby zakwalifikować jako lekki frachtowiec. Przy wszystkich jednostkach kręcili się albo piloci, albo technicy. Panował dość duży ruch, ale mimo wszystko nie dostrzegła zbyt wielu strażników. Ci widocznie tylko by przeszkadzali, bo na lądowisku działo się tak wiele, że ciężko było nie wpaść pod jakiś wózek lub droida.
Bash zaprowadził ją pod transportowiec, przy którym kręciło się już kilku pracowników. Dostrzegła jednego Rodianina, jednego Grana i człowieka, który wydawał się dyrygować pozostałymi.
- To jest Dolerian - przedstawił człowieka Bash. - Będzie twoim przełożonym przez najbliższy dzień. Dolerian, pani prosiła, żeby ta tutaj dzisiaj do was dołączyła.
- No jacha. Zaraz coś dla niej znajdziemy do roboty, nie? - powiedział Dolerian, przełykając kęs kanapki.
- Wyśmienicie. Zostawiam cię zatem pod opieką tych dżentelmenów.
Bash wycofał się i szybko zszedł z lądowiska. Dolerian tymczasem skończył jeść śniadanie, wytarł ręce o spodnie i wskazał skrzynie i paczki w ładowni transportowca.
- Proste zadanie - powiedział. - Trzeba to wszystko przenieść na wózki grawitacyjne. Potem tymi wózkami do magazynu w podziemiach. Tam jest winda towarowa, będziemy nią jeździć w górę i w dół, logiczne, nie? Tylko ostrożnie, bo mi urwą głowę, jak coś się rozbije. I nie dawaj nic droidom, one nie potrafiłyby nawet noworodka przenieść tak, żeby go nie rozbić.
- To jest Hick. - Dolerian wskazał Rodianina, kiedy razem z Karen wszedł na pokład. - A to Revelwsh. Pracują ze mną i są całkiem mili. Nie wchodźcie sobie w drogę, pracujcie w atmosferze tego, no... obopólnego zrozumienia i współpracy, czy coś, a może skończymy połowę do obiadu. A teraz do roboty.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Kobieta po spożyciu medykamentów odzyskała siły, ale wciąż była mocno osłabiona. Przynajmniej mdłości i wymioty nie przeszkadzały jej w pracy. Początkowo jedynie przytakowała głową i zabrała się do roboty. Miała zakwasy na całym ciele, nigdy nikt wcześniej nie zmuszał jej do tak intensywnej pracy. Jej organizm wciąż był osłabiony, ona sama była brudna, przepocona. Jedynie w trakcie przerwy mogła się umyć. Nie czuła mdłości, ale inne dolegliwości uprzykrzały jej pracę, pocięte dłonie. Strasznie marudziła, chciała nawet znaleźć jakieś schronienie i dłuższą przerwę pod pretekstem dolegliwości, ale nie pozwalano jej na to. Niewolnicza praca demotywowała ją podświadomie. Karen chciała ucieckać, ale wiedział, że opłakany stan zdrowia i kajdanki jej to uniemożliwią. Większość czasu narzekała i marudziła nad nudną robotą. Kiedy była sama i mężczyźni przestali jej pilnować, zajrzała do załadunku, aby sprawdzić co cennego kryje się w przenoszonym towarze. Zmęczenie dokuczało jej, udawała się na częstrze przerwy w toalecie, starałą się obijać i odpoczywać tam gdzie tylko pozwalała jej okazja.

Strasznie rozbolały ją plecy i kręgosłup od udźwigu. Zaczęła przeklinać swą niedolę. Nasilające się mdłości, poczucie głodu mocno ją przeraziły. Dotychczas wydawało jej się, że córka nie zdoła jej sprzedać po rynkowej cenie ze względu na ewdentnie zaniedbany stan starszej kobiety. Niestety najnowsze objawy bólu, mdłości i poczucie głodu nie dawały Karen spokoju. Podświadomie liczyła, że córka jej zdoła sprzedać. Miała nadzieje, że Rayla nie znajdzie na nią kupca, ale ostateczne objawy przeraziły ją. Kiedy nadeszła wyczekiwana przerwa obiadowa, starsza kobieta rzuciła się na żarcie, chcąc zjeść jak najwięcej. Nawet z premedytacją po zjedzonym posiłku wepchała się do kolejki robotników, aby otrzymać kolejny posiłek. Po dwóch wyczerpujących dniach, twi'lekanka zaczęła obrzerać się, uzupełniajać bilans energetyczny.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Nie było łatwo uwolnić się od wzroku pracującej z nią ekipy, bo zazwyczaj chodzili wszędzie w parach, ale raz udało jej się sprawnie podważyć wieko jednej z skrzyń. Dostrzegła w środku same fiolki, bezpiecznie owinięte w jakiś amortyzujący materiał. Fiolki błyszczały lekkim, żółtawym światłem, ale poza tym nie wykazywały się niczym ciekawym. Karen nie miała pojęcia, co mogły w sobie skrywać, dlatego zamknęła pokrywę i udawała, że pracuje dalej.
Przerwa obiadowa okazała się wybawieniem. Zmęczone mięśnie i sterane kości mogły wreszcie odpocząć, a ciepły posiłek w pośpiechu wlany do żołądka trochę załagodził skurcze. Karen przestała sobie nawet zadawać pytanie, czym jest to, co połykała - było to o wiele lepsze od tego, co jadała dotychczas. Gdyby niewola oznaczała tylko takie jedzenie, a nie tą całą ciężką pracę, może można by się do niej przyzwyczaić...
Niestety samotność i spokój nie były jej przeznaczone tego dnia. Kiedy usiadła przy stole z drugą porcją, obok niej przysiadł Dolerian. Mężczyzna odsunął grzywkę z czoła i zjadł dużą łyżkę zupy. Skrzywił się nieco, ale nie przestawał jeść.
- Co tam, nowa? - zapytał między kolejnymi łyżkami wędrującymi do jego ust. - Marnie coś wyglądasz. Chyba nie jesteś za bardzo przyzwyczajona do takiej pracy, co? Skąd oni cię wytrzasnęli? Myślałem, że Wielka Zrzędząca Pani Domu nie zniesie innej Twi'lekanki w rezydencji.
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

W czasie przerwy obiadowej większość osób patrzyła na nią. Nawet w tak zniszczonym i zaniedbanym stanie wciąż gapili się na nią. Uznała, że nie ma sensu kłamać i ukrywać swoich zbrodni. Nie widziała innych kobiet w tej okropnej pracy.
- Jestem Karen... Skąd się wzięłam tutaj to długa historia... - kobieta zaczęła opowiadać wszystko nieznajomym, nie miała siły kłamać. Skróciła swoją opowieść, wykorzystując całą przerwę obiadową...

Twi'lekanka zaczęła przeklinać dzień w którym sprzedała swoje dziecko. Przeklinała przeszłość i dni w których sztuczna inteligencja bezczelnie zaczeła rozsiewać fałszywe konta na stronach jak Holo-fani, czy Holotuba i zrozumiała, że taka forma zarabiania na swoje wygórowane jak podatki potrzeby zaczyna być coraz mniej opłacalna, dokładając do tego rzeczy, na które musiałaby się zgadzać na holo-filmach, które były zbyt upokarzające, aby brnąć w to dalej. Chcąc rzucić tą forme finansowania, postanawiła znaleźć kogoś, kto zostanie partnerem, na tyle dzianym aby nie zostać na lodzie. Bez koneksji to łatwe nie było, a łatka kurwy była dla niej dodatkowym utrudnieniem. Udało jej się jednak dorwać kontakt do kogoś, kto mógłby być dobrym osiedleniem, jednakże mężczyzna - był tylko znajomym, więc musiała pozbyć się dzieci, aby zachęcić go do osiedlenia.

Kiedy wytłumaczyła wszystko ludziom wokół, Ci skrzywili się że zniesmaczenia. Odsunęli się niej, poleciało kilka bluzgów. Nastała niezręczna cisza, ale przerwał ją kierownik, który przypomniał o końcu przerwy. Wszyscy patrzyli na nią z potępieniem. Karen zrozumiała, że nie powinna się tak otwarcie obchodzić ze swoją przeszłością, ale była zbyt zmęczona, aby kłamać i udawać.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Po obiedzie wrócili do pracy w ciszy. Karen słyszała, jak inne grupy rozmawiają ze sobą, opowiadają żarty albo razem narzekają na podły los. Do niej nikt się już nie przyczepiał, zupełnie, jakby nagle dotknął ją trąd.
Pracowali do wieczora - ostatni przejazd windą skończyli, kiedy słońce zdążyło zajść za odległe trawiaste wzgórze, a na całym lądowisku zrobiło się ciemno. Wkrótce jednak zapaliły się światła i gdyby nie fatalne samopoczucie, Karen uznałaby ten widok za nawet ładny.
Wydawało jej się, że wieczór i noc minęły bez jej udziału, jakby stała obok i patrzyła tylko na swoje ciało z dystansu. Zjadła kolację, mechanicznie unosząc łyżkę do ust, a potem szurając stopami o podłogę powlokła się do swojego pokoju. Myślała, że długo nie zaśnie, dręczona wstydem i zażenowaniem, ale nim się spostrzegła, otwierała oczy do porannego budzika.
Zaczęła się przygotowywać do wyjścia, ale wtedy w drzwiach pojawił się Bash. Karen westchnęła i przewróciła oczami - Bash i Bertita mieli denerwujący zwyczaj pojawiania się akurat wtedy, kiedy miała najmniejszą ochotę na oglądanie ich.
- Właśnie przyleciała fregata z Tatooine - zakomunikował Bash. - Pani prosiła, żeby zaprowadzić cię już na lądowisko.
Po co jej to mówił takim oficjalnym tonem? Przecież i tak nie miała większego wyboru.
Poczłapała niemrawo za mężczyzną, nie przykładając większej uwagi do kierunku. Po prostu pozwoliła się zaprowadzić na miejsce.
Na lądowisku stał już statek. Buchało od niego ciepło, co wskazywało na to, że dopiero przed chwilą wylądował. Kilku pracowników już uwijało się przy transporcie - kolejne skrzynie opuszczały ładownię i wędrowały pod ziemię. Tymczasem pan domu rozmawiał z, najpewniej, kapitanem, którym był niewysoki mężczyzna w średnim wieku. Obydwaj skupili się na swoich datapadach i wyglądało na to, że się targują. W końcu każdy z nich coś zatwierdził na ekranie, po czym uścisnęli sobie dłonie. Wtedy pan Taslan odwrócił się w stronę Karen i Basha.
- Jesteście wreszcie - powiedział. - Kapitanie, to ta Twi'lekanka, o której mówiłem.
- Faktycznie nie najlepsza partia - skwitował widok kapitan. - Ale zobaczę, co da się zrobić. Jak nie Huttowi, to sprzedam ją jakiemuś barowi, oni zawsze chętnie biorą nowe kelnerki.
- Tylko nie oddawaj jej zbyt tanio. Żona prosiła.
- A, jak żona prosiła, to zrobię co w mojej mocy.
Kapitan przywołał kogoś ze statku. Po chwili po trapie zszedł jeden z załogantów - był ubrany w brązowy strój, jak wszyscy, ale wśród całkowicie ludzkiej załogi wyróżniał się tym, że był Twi'lekiem. Wysoki, postawny, niebieskoskóry.
Twi'lek kiwnął głową zebranym i spojrzał na Karen.
- Zaprowadź damę do którejś z wolnych kajut - rzucił kapitan, wskazując Karen od niechcenia. - Tylko proszę bez żadnych szarpanin, musimy utargować dobrą cenę.
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Karen mocno się wściekła, kiedy została zmuszona do wkroczenia na okręt. Dawniej kiedy samemu handlowała swoimi córkami, zawsze przed transakcją nakładała im ostry makijaż, aby chociaż upozorować ich legalny wiek oraz podwyższyć rynkową cenę wszelkimi dostępnymi metodami. Sama została sprzedana za niezbyt wygórowaną, a raczej symboliczną kwotę. Zaczęła panikować nad swoim przyszłym losem oraz bała się kto będzie jej przyszłym właścicielem. Jako matka, swego czasu handlująca własnymi dziećmi zawsze mocno targowała cenę swoich pociech. Ubierała swe dzieci w swoje najlepsze ciuchy i pryskała je perfumami, aby zawyżyć cenę towaru. Brak takich kosmetycznych zabiegów mocno upokorzył twi'lekankę. Poczuła się kompletnie bezwartościowo, niczym odpad. Była wciąż pokaleczona i poparzona po pracy w kuchni. Miała ogromne odciski na dłoniach, co wskazywało intensywny wysiłek fizyczny. Odmaszerowała do swojej celi, płacząc żałośnie. Spojrzała na mężczyznę, który należał do przedstawicieli jej gatunku. Doszła do wniosku, że twi'lek musiał być dzieckiem jakiejś niewolnicy, którego handlarz nie zdołał nigdy sprzedać. Niestety twi'lek wydawał się być dwa razy młodszy od Karen, więc ona sama wątpiła czy uda jej się zmanipulować młodzika. Różnica wieku między nimi była dostatecznie duża, aby Karen mogła być jego matką. W tak zapuszczonym stanie nie miała szans, aby zauroczyć twi'leka, ale mimo to postanowiła poprosić go o pomoc.
- Pomóż mi! Na pewno nie płacą Ci dostatecznie dużo, aby handlować swoim ludem... błagam! Ja odzyskam wolność, a ty dostaniesz statek! - starała się rozpaczliwie zagrać na ambicji twi'leka. Łudziła się, że uda jej nakłonić go do przejęcia statku, ale w obecnym zapuszczonym stanie jej ogłada pozostawiała wiele do życzenia.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Twi'lek popatrzył na nią z góry. Karen najpierw myślała, że w jego oczach dostrzegła politowanie, ale po chwili zrozumiała, że to raczej współczucie.
- To nie ja tu decyduję, kim handlujemy - powiedział Twi'lek, kiwając głową w stronę kapitana. - Ja tu jestem od trzymania porządku i drobnych napraw.
Zaprowadził ją do wnętrza statku. Ku jej zdziwieniu rzeczywiście obyło się bez szarpania, nawet bez zbędnego dotyku. Albo wysoki rodak brzydził się jej dotykać, albo po prostu postanowił uszanować jej przestrzeń osobistą. Karen wolała myśleć, bo był to ten drugi powód.
Nie spieszyli się; Twi'lek pozwolił jej wybrać tempo i cały czas trzymał się obok, cały czas gotów udaremnić możliwe próby ucieczki. W końcu dotarli do kajut - było ich kilkanaście, wszystkie prócz jednej zamknięte. Załoganci mieli swoje kwatery prawdopodobnie w innej części statku.
Jej kajuta była czysta, przestronna jak na rozmiary statku i najwidoczniej przeznaczona tylko dla niej. Pod ścianą przygotowana była pojedyncza prycza, a w zagłębieniu naprzeciwko umieszczono łazienkę natryskową. Wyglądało to całkiem schludnie i gdyby nie to, że pomieszczenie przypominało jej pokój z rezydencji córki, Karen mogłaby poczuć się nawet komfortowo.
- Na razie muszę cię tu zamknąć - powiedział Twi'lek, wprowadzając ją do środka. - Panel jest zablokowany od środka - nie próbuj w nim grzebać, bo rozwalisz system i będę musiał rozmontować całe drzwi. Jak będziemy już w przestrzeni, to co jakiś czas ktoś będzie do ciebie zaglądał. Posiłki dwa razy dziennie, ktoś ci przyniesie. Jak się źle poczujesz, to na ścianie jest panel komunikacyjny. Tylko nie nadużywaj tego, bo ci go wyłączymy. I tak przy okazji, nazywam się Rol'Olan.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Poczuła się podle widząc że jest zdana tylko i wyłącznie na samą siebie. Myślała jak wyrwać się z tej kajuty, ale wątpiła, aby udało jej się cokolwiek wykombinować. Nie należała do osób uzdolnionych technicznie. Patrząc na terminal drzwi, miała nawet wątpliwości jak go uruchomić i obsłużyć. Nawet gdyby udało jej się jakoś wydostać... najprawdopodobniej bez jedzenia nie wytrzymałaby w ukryciu.
Pobyt na Dantooine wyczerpał ją fizycznie, nie miała siły walczyć. Twi'lekana chwile szarpała się z drzwiami, ale zrezygnowana położyła się na pryczy i zamknęła oczy.

Niestety sen również nie był dla niej ukojeniem. Nadmiar stresu i powrót do niewolnictwa zesłał wiele koszmarów, które objawiły się podczas snu. Mroczne wizje przypomniały jej przeszłość. Ukazały wspomniania, w których jej córki i przyjaciółki zostały pożerane żywcem z rozkazu Huttów za najdrobniejsze potknięcia i błędy w układach tanecznych. Słyszała okrzyki rozpaczy jednej z córek, która została rozszarpana w pół przez drapeżne zwierzę w pałacu Hutta. Kolejne koszmary przypomniały jej perspektywe życia w niewoli. Przypomniała sobie przeszłość, kiedy razem ze sprzednymi w niewolę twi'lekami została zaczipowana ładunkiem wybuchowym oraz zmuszona do prostytucji przez nowego właściciela.

Nadmiar koszmarów w głowie udręczonej twi'lekanki doprowadził do tego, że obudziła się z krzykiem, zlana potem. Zaczęła brutalnie szarpać się z drzwiami, hałasując mocno.

Nie wrócę do niewoli! Żywcem mnie nie weźmiecie! - warknęła wściekle szarpiąc się z zamkniętą bramą. Połamała nawet kilka paznokci, uderzając pięścią w drzwi.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Walenie w drzwi, o dziwo, przyniosło jakiś skutek. Skutkiem tym było prędkie pojawienie się kapitana.
- Mówiłem, że ma być spokój! - krzyknął i zdzielił Twi'lekankę w brzuch. Widocznie twarz nadal podnosiła jej wartość rynkową. - Skaranie boskie z tymi niewolnikami! Ostatni raz wożę dla imperialnych, ostatni! W dupach się poprzewracało od tego dobrobytu...
Mężczyzna odszedł korytarzem, nadal narzekając pod nosem. Na jego miejscu pojawił się Rol'Olan, chociaż Karen ledwo go zauważyła, bo oczy zaszły jej łzami. Klęczała na posadzce i trzymała się za brzuch.
- Atak paniki, czy co? - zapytał, bardziej siebie niż ją. - Może lepiej się połóż, a ja przyniosę ci coś ciepłego.
Wrócił po chwili, z kubkiem gorącego naparu i miską jakiejś zupy. Przysiadł na piętach obok jej pryczy i podał posiłek. Karen spodziewała się, że Twi'lek szybko wyjdzie, by nie patrzeć na jej rozpaczliwy stan, ale on został i wpatrywał się w nią z taką dozą współczucia, jakiej chyba nigdy nie widziała u drugiego człowieka.
- Wiesz, nie jestem dumny z tego, co tu robię - powiedział. - Brzydzę się tym, ale każdy ma swoją rolę do odegrania, a mi przypadła właśnie taka. Wierz mi, że patrzenie na to, jak cię traktują i najpewniej będą traktować, jest przeciwieństwem tego, co uważam za warte oglądania. Ale nie mogę ci pomóc, przynajmniej nie na razie. Mogę spróbować porozmawiać z kapitanem, może zgodzi się, żeby przydzielić ci jakąś prostą pracę na czas lotu, to chociaż czas by ci szybciej minął. Chciałbym, żebyś mimo wszystko wytrzymała do tej cholernej stacji, na którą lecimy. To tylko dwa dni lotu. A potem postaram się poprawić twoją sytuację. Ale na razie postaraj się nie wychylać i nie denerwować załogi. Jeśli czegoś potrzebujesz, albo będziesz potrzebować, to postaram się to załatwić; tylko proszę, wytrzymaj do czasu dokowania. Dasz sobie radę?
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Karen po mocnym ciosie w wątrobę długo zwijała się z bólu, leżąc na kolanach. Podniosła się, ale ledwo trzymała się na nogach. Chwiejnym krokiem usadowiła się na pryczy.
- Kompletny brak profesjonalizmu ze strony handlarza... gdybym była w ciąży byłby stratny mnóstwa kasy. - Karen pokreciła głową, nie rozumiejąc dlaczego tak spadły standardy traktowania niewolników od czasu jej młodości.
- Nie przejmuj się Rol'Olan, nadzorca niewolników to zawód jak każdy inny. Z resztą ja też nigdy nie byłam dumna z mojej branży... Może to nawet dobrze, że jest jak jest. Niewolnictwo jest lepsze, niż bezrobocie bez socjalu i alimentów, czy intercyzy! - kiwnęła głową w geście porozumienia i przyjęła jego poczęstunek.


- Mam pracować na statku? Jak tania sprzątaczka!? - zapytała kpiąco, niemal opluła się zupą, a następnie pokreciła głową z irytacją. Nie mogła znieść tej obelgi pod swoim adresem.

- Przez ponad piętnaście lat żyłam w niewoli, a nikt mnie wcześniej tak nie obraził! - miała ochotę wylać na twi'leka resztkę zupy, ale była głodna i postanowiła dojeść posiłek. Skrzywiła się w grymasie i miała ochotę oparzyć twi'leka kawą. Mechanizm obronny Karen i wysokie ego sprawiało, że twi'lekanka mimo czterech dekad na karku wciąż uważała, że należy do luksusowej kategorii żywego towaru.

- Tak naprawdę to nie masz się czego wstydzić. Na Corusscant i w centrum galaktyki jest dokładnie tak samo. Różniąca jest tylko taka, że w naszych rodzimych Zewnętrznych Rubieżach nazywamy ten system niewolnictwem, a w Światach Jądra nazywają to prostytucją, mobbingiem, czy wolnym rynkiem. Może płacą trochę lepiej, ale różnica jest niewielka. U nas alternatywą jest szybka śmierć i pożarcie przez Rancora, a tam czeka nas nędza, bezrobocie, głodne dzieci, choroby... U nas niewolnicy mogą przynajmniej umrzeć z godnością. Dam sobie radę, jak zawsze... Zawsze musimy radzić sobie samemu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

- Chciałbym, żeby Galaktyka wyglądała inaczej, niż to opisałaś. Ale jest jak jest, mówi się trudno.
Rol'Olan posiedział przy niej jeszcze chwilę, a kiedy zjadła zabrał naczynia i wyszedł bez słowa. Karen nie za bardzo wiedziała, co ma o nim myśleć.
Dwa dni na statku faktycznie się dłużyły. Nikt nie przydzielił jej żadnej pracy i był to pewien pozytyw, bo naprawdę nie miała ochoty usługiwać ludziom, którzy i tak mieli zamiar ją sprzedać. Dlatego przez te czas dużo spała, krążyła po swojej niewielkiej kajucie i nudziła się. Nuda była okropna i obezwładniająca. Żeby jej przeciwdziałać, myślała i wspominała, ale wkrótce znudziło jej się i to. Starała się wykorzystać czas wolny i to, że wreszcie nikt nic od niej nie chciał, ale jakoś ciężko było się zrelaksować, mając w perspektywie kolejną niewolę.
Któregoś dnia, albo którejś nocy (Karen nie chciało się tego liczyć) ich statek połączył się z jakimś innym w przestrzeni. Karen poczuła tylko wstrząs i usłyszała, jak obydwa statki połączyły się rękawem technicznym. Potem były jakieś głosy - kapitan najwidoczniej odebrał kolejnych więźniów do sprzedaży. Twi'lekanka nawet nie miała okazji ich zobaczyć; słyszała tylko, jak Rol'Olan rozlokował ich w sąsiednich kajutach i tam zamknął. Wymiana nie trwała długo i już po dwóch godzinach było po wszystkim. A potem na nowo zapanowała nuda.
Aż wreszcie nadeszła odmiana - dotarli do stacji. Proces zbliżania się do niej i dokowania był długi, a jego większość Karen po prostu przespała. Kiedy tylko statek usadowił się w hangarze, włączyły się wentylatory. Zmagazynowane na czas lotu powietrze zostało wymienione i uzupełnione. Wśród tego szumu słychać było także głosy kapitana i załogi - musieli przygotować statek do dalszego lotu, uzupełnić zapasy, sprawdzić stan więźniów oraz przyjąć następnych. Robiło się tłoczno.
Rol'Olan przyszedł do niej jeszcze po zadokowaniu i zostawił coś do jedzenia. Wydawał się podenerwowany, bo nawet nie zamienił z nią zwyczajowych uprzejmości.
Karen miała nadzieję, że kapitan wypuści ich choć na chwilę, albo że na stacji zdarzy się cud, dzięki któremu mogłaby uciec ze statku, tak się jednak nie stało. Postali w porcie jeden dzień, załatwili swoje sprawy i odlecieli. Tak po prostu, bez niczego wielkiego. Twi'lekanka marzyła chociaż o jakimś wybuchu albo interwencji piratów, czymkolwiek, co odwróciłoby jej los. Ale kosmiczna predestynacja tym razem nie okazała się dla niej łaskawa. Znowu pozostał jej sen i niekończąca się, długa, przewidywalna i bolesna nuda.
***
Kiedy coś przerwało jej sen, wydawało się to na tyle nierealne, że niemal zasnęła znowu. Ale szybko otworzyła oczy ponownie - na statku huczał alarm.
Było to tak niespodziewane i eteryczne niemal, że Karen nie mogła w to uwierzyć. Teraz zrozumiała, co ją obudziło - to był wstrząs, który ponownie zatelepał statkiem. Alarm wył opętańczo, zapaliły się światła awaryjne, a na korytarzach ktoś ciągle krzyczał. Potem był kolejny wstrząs, szarpnięcie i huki. A jeszcze później na korytarzu ktoś wołał:
- Precz z imperialną supremacją!
Drzwi do jej kajuty otworzyły się. Rol'Olan wpadł do środka i chwycił ją za rękę.
- Chodź ze mną, nie ma czasu.
Nadal miał na sobie strój mechanika pokładowego, ale w prawej ręce trzymał blaster. Wypadli razem na korytarz, którym właśnie biegli więźniowie i jacyś obcy ludzie, również uzbrojeni.
Wszyscy pobiegli do śluzy, a stamtąd przeszli na pokład innego statku. Karen rozglądała się w panice, ale wszystko było tak cholernie realne, że w końcu dała sobie spokój z przekonywaniem samej siebie, że śni. To było naprawdę i właśnie w tym momencie ktoś zaatakował ich statek, uwolnił więźniów i właśnie zabierał ich w nieznane.
Cała akcja przebiegła w oka mgnieniu. Po chwili wszyscy więźniowie, Rol'Olan oraz napastnicy oddalali się od unieruchomionego statku handlarzy, by zaraz wskoczyć w nadprzestrzeń. Kiey tylko gwiazdy za oknami rozmyły się do kształtu mlecznych wrzecion, byli więźniowie zaczęli wiwatować.
Radości nie było końca i tylko jedna Karen stała pośród tych wszystkich ucieszonych istot i nie wiedziała, w co właśnie została wpakowana.
Obrazek
Awatar użytkownika
Karen
Gracz
Posty: 44
Rejestracja: 30 mar 2022, 09:41

Karen nie bardzo rozumiała co się dzieje. Była kompletnie zaspana i zaskoczona. Zdezorientowana gapiła się do około.
Karen nie lubiła Imperium, ale bardziej nienawidziła okresu Republiki. To właśnie kryzys wywołany utrzymaniem gigantycznej armii klonów zrujnował jej życie. Najpierw straciła pracę w nocnym klubie, a ostatecznie sytuacja finansowa zmusiła ją do sprzedaży własnych dzieci. Ponadto inflacja z czasów wojny kompletnie zaniżyła wartość alimentów, z których samotna matka utrzymywała swoją rodzinę. Najgorszy był jednak koniec wojny, kiedy klony mandalorian zalały rynek pracy, niczym tania siła robocza. Karen nie wspominała dobrze Wojen Klonów. Kryzys gospodarczy wywołany wojną był ogromny. Twi'lekanka straciła dochodową pracę w luksusowym klubie nocnym i wylądowała z dnia na dzień na ulicy. Pozbawiona sporej części dochodów, Karen zmusiła swoje starsze córki do najstarszego zawodu galaktyki, aby utrzymać domowy budżet. Inflacja nie tylko odebrała jej większość klientów, ale również pożarła pieniądze z zasiłków socjalnych i programów społecznych. Gwoździem do trumny okazał się bunt jej córek. Przepracowane dzieci zbuntowały się i podjęły próby ucieczki z domu. To zaskutkowało gniewem samotnej matki. Karen sprzedała pierwszą z córek, aby strachem utrzymać posłuch w rodzinie. Niestety jej dzieci dalej podejmowały próby ucieczki, a Karen przeżywając załamanie nerwowe zaczęła je sprzedawać, aby utrzymać dyscyplinę i budżet. Niestety wraz ze sprzedażą dzieci, zniknęły również dochody domowego budżetu. Bez wsparcia starszych córek, Karen samemu nie potrafiła utrzymać swoich najmłodszych córek i to zmusiło bezrobotną twi'lekankę do sprzedaży reszty członków rodziny. Ta przeszłość sprawiała, że Karen nienawidziła Republiki. Za Imperialnym reżimem też nie przepadała, ale od najmłodszych lat żyła w niewoli i rasizm oraz ideologie supremacji rasowych nie były jej obce. Żyła z taką świadomością od najmłodszych lat.


Karen nie miała pojęcia co uczynić z ze zwróconą jej wolnością. Miała ogromne rozterki, czy powinna przystąpić do rebeliantów. Nie miała pojęcia jak ułożyć sobie życie. Jej Historia choroby była zbyt obfita, aby mogła pozwolić sobie na jednoosobową działaność gospodarczą. Etyka zawodowa zabraniała jej okłamywać klientów. Mimo, iż do praworządnych osób nie należała, nie straciła resztek kręgosłupa moralnego nawet po sprzedaży własnych dzieci. Twi'lekanka nie miała kompletnie pomysłu na znalezienie nowej pracy, aż nagle doznała objawienia.
Karen wystąpiła przed szereg wiwatujących wyzwolonych niewolników.
- Szukacie nowych rekrutów do rebelii!? Im szybciej uda nam się odciąć Ryloth od reszty galaktyki... tym szybciej ludzie wyjdą na ulice i sami powieszą Moffów i Huttów. Chcę się do was przyłączyć! - Karen nie miała szlachetnych intencji. Liczyła, że w szeregach rebeliantów znajdzie innych twi'leków, walczących o wolność dla swego ludu. Kalkulowała, że w ten sposób uda jej się wyhodować i sprzedać kilka córek, aby zapewnić sobie skromną emeryturę na ciężkie czasy.
ODPOWIEDZ